Wspomnienia pracowników
- Maria Miedzińska-Wojtczak, absolwentka i były pracownik szkoły
Życie swoje związałam ze szkołą
Przekraczając progi budynku przy ul. Lelewela 8, nie wiedziałam, że całe swoje życie zwiążę z tym miejscem. Był rok 1956 czerwiec – egzaminy wstępne do 5-letniegoTechnikum Ekonomicznego. Mimo że kandydatów było bardzo dużo, udało się.
Pierwsze wrażenia dotyczące szkoły nie były najlepsze. Tłok, ciasnota i z dzisiejszego punktu widzenia mogę powiedzieć: warunki prawie spartańskie. W budynku nie było kanalizacji. Brakowało też bieżącej wody, szatni i świetlicy. Sale lekcyjne dość duże, lecz wyposażenie ich – znikome. Podłogi uginały się przy każdym stąpnięciu. Taki był początek. Ale później, po podjęciu nauki, we wrześniu, było coraz lepiej. Życzliwość ludzka, wspaniała atmosfera w szkole, wspaniali nauczyciele, no i młodzież: wesoła, rozśpiewana (chór szkolny prowadził Dyrektor Franciszek Miksa, wykazywał się inicjatywą i pracował z pasją) spowodowały, że polubiłam tę „budę” taką, jaka była. Pięć lat nauki minęło bardzo szybko, a po zdaniu matury w roku 1961 r. podjęłam pracę na stanowisku sekretarki… w mojej szkole. Okres ten wspominam z wielkim sentymentem. To był wspaniały dla mnie czas. Poznałam życie szkoły od innej strony, już nie jako uczennica, lecz pracownik. Niejednokrotnie byłam zaskakiwana – bardzo! – postawą i zachowaniem Dyrektora Franciszka Miksy i nauczycieli, którzy przyjęli mnie do swego grona z wielką serdecznością, zrozumieniem, wybaczając czasem drobne błędy. Życie szkoły toczyło się spontanicznie. Oprócz czasu poświęconego na naukę, zaskakiwaliśmy sympatię wszystkich nowymi pomysłami. Umilaliśmy sobie czas zabawami
i śpiewem. Przychodzą mi na myśl wspaniałe bale maturalne do białego rana oraz inne spotkania okolicznościowe, wycieczki szkolne, podczas których poznawaliśmy różne, ciekawe zakątki naszego kraju i państw sąsiednich. Z biegiem czasu w szkole przybywało młodzieży. Zdawaliśmy sobie wszyscy sprawę, że warunki, w jakich odbywała się nauka, są nie do zaakceptowania. Po wieloletnich staraniach Dyrektor Czesław Falborski doprowadził do budowy nowej szkoły i internatu. Inwestorem był Centralny Związek Spółdzielni Rolniczych „Samopomoc Chłopska” w Warszawie. Budowa trwała 2 lata. Wreszcie w roku 1971 przeżyłam przeprowadzkę do nowej szkoły mieszczącej się przy ul. Kościuszki. Jaka to była zmiana! Można sobie to tylko wyobrazić! Marzenia nas wszystkich: młodzieży i pracowników ziściły się. Szkołą nadal kierował Dyrektor Czesław Falborski, który bezustannie usprawniał proces dydaktyczny i wyposażał poszczególne klasy w pomoce naukowe. To był naprawdę człowiek czynu – dobry, oddany, życzliwy, a potrzeby szkoły przedkładał nad wszystkie inne cele. Jego dzieło przejął w roku 1978 Dyrektor Henryk Kierszka, który pełnił tę funkcję do roku 1986.
W roku 1980 awansowałam na stanowisko kierownika administracyjno- gospodarczego. W zasadzie niewiele to zmieniło
w moim życiu, ponieważ pracowałam w tym samym miejscu – zmieniłam tylko biurko. Żyłam nadal szkołą, jej problemami,
a ponad wszystko wspaniałą atmosferą. Nie wyobrażałam sobie pracy w innym miejscu. Mimo że trudności piętrzyły się nieraz przede mną, miałam świadomość, że zawsze mam obok siebie życzliwe osoby, które są gotowe w każdej chwili podać mi przyjazną dłoń. Były to bardzo trudne czasy. Brakowało pieniędzy na naprawy. Sklepy świeciły pustkami. Nie było żarówek, środków czystości. Nawet kredę musiałam załatwiać „po znajomości”. Nie wspomnę już o remontach, które przeprowadzano powierzchownie, łatając tylko ubytki i dziury. Mimo tych trudności Dyrektor Henryk Kierszka z wielką odpowiedzialnością troszczył się o to, by szkoła była nowoczesna. Zorganizował salę komputerową, której żadna placówka kutnowska jeszcze nie miała.
Od roku 1986 dyrektorem został mgr Jan Firek, który kontynuował zadania dydaktyczno-wychowawcze i administracyjne szkoły wyznaczone przez poprzedników. Był to człowiek sprawiedliwy i prawy. Szkoła w tym czasie zmieniła organ prowadzący. Przestaliśmy być placówką resortową (CZS „SCH” w Warszawie), zaczęliśmy podlegać Kuratorium Oświaty. W zasadzie niewiele to zmieniło w życiu szkoły. Zmienił się tylko status prawny i zmniejszyły nakłady finansowe. Jak wspominałam już wcześniej, były to trudne czasy, szczególnie pod względem gospodarczym. Z tymi problemami do roku 1991 borykał się z wielką determinacją Dyrektor Jan Firek. Od września 1991 r. obowiązki dyrektora szkoły przejął mgr Zygmunt Pietrzykowski. Wspominam go jako wspaniałego człowieka, pedagoga, całkowicie oddanego młodzieży i pracownikom, wyrozumiałego
i serdecznego. To człowiek o wielkim sercu. Pełnił tę funkcję do roku 1994. Następnym „szefem” Zespołu, wyłonionym
w konkursie, została mgr Zofia Falborska, która pełni tę funkcję do chwili obecnej. Pełna życia, energii, chęci działania, wiele zmieniła w życiu szkoły. Przede wszystkim doprowadziła do gruntownego remontu budynku. Szkoła zyskała na znaczeniu
w środowisku lokalnym.
Przyjemnie jest patrzeć, jak miejsce, w którym spędziłam prawie 42 lata ( 5 lat nauki oraz 36 lat i 5 miesięcy pracy) pięknieje
i przypomina mi o chwilach tam spędzonych. Dumą napawa mnie zieleń wokół szkoły: drzewa, krzewy i kwiaty, które własnymi rękoma sadziłam, a później o nie dbałam. O upływającym czasie świadczą również kolejne pokolenia zatrudnionych w szkole nauczycieli i pracowników, których ja już nie znam. Myślę jednak, że są godnymi kontynuatorami wielkiej i pięknej tradycji szkoły. Na pewno pomogą im w tym wszyscy Ci, którzy pracowali jeszcze za moich czasów – wspaniali ludzie – nauczyciele
i pracownicy szkoły.
Kończąc swoje wspomnienia, chciałabym życzyć wszystkim Koleżankom i Kolegom, którzy pracują w tej szkole, aby przeżywali równie cudowne chwile, jakich ja doświadczyłam w przeszłości. Młodzieży zaś życzę jak najlepszych wyników w nauce, realizacji planów życiowych i oby godnie reprezentowali swoją szkołę wszędzie tam, gdzie będą mieli ku temu okazję.
- Magdalena Stawirowska, absolwentka z 1996 roku, sekretarz szkoły
Szkoła wciąż żywa w mojej pamięci
Wrzesień już w pełni, dni coraz krótsze, a z wakacji pozostały jedynie wspomnienia i zdjęcia. To czas, kiedy myśli się głównie o szkole, kolegach z klasy, nauczycielach i tym, co przyniesie przyszłość. Nie ma się jednak co smucić końcem lata. Wspomnienia ze szkolnej ławki są czasami tak samo niezapomniane jak te z wakacji. Zdjęcia całej klasy stojącej równo w trzech rzędach oglądane po latach sprawiają, że obrazy z przeszłości same wracają. Przypominamy sobie szkolnych kolegów i koleżanki, nauczycieli – tych najbardziej surowych, łagodnych, uśmiechniętych i zawsze zamyślonych. Wspomnienia są różne, a po latach okazuje się, że zapamiętaliśmy rzeczy zaskakujące…dla nas samych. Czas podstawówki przeleciał niczym letni wietrzyk. Zostawił jednak dużo miłych wspomnień – pierwsze przyjaźnie i pierwsze miłości. Po ukończeniu szkoły podstawowej zdałam egzamin do szkoły średniej i tak zaczęła się moja przygoda z „Ekonomikiem”. Tak! Z tym samym, w którym dziś pracuję. Wciąż związana jestem z miejscem, o którym zwykle młodzi ludzie najpierw szybko zapominają, jednak z biegiem czasu wracają do wspomnień, by powiedzieć – „wtedy było najlepiej!”. Nie ma się co oszukiwać – życie nie jest wyłącznie pasmem sukcesów, dlatego z nauką w „Ekonomiku”, jak i z każdym etapem mojego życia wiążą się nie tylko pozytywne wspomnienia. Myślę jednak, że o przykrościach nie warto wspominać. Zapewne gdzieś na zawsze zostaną one w naszej pamięci, ja jednak wolę skupić się na tym, co w tej szkole było niepowtarzalne – wspaniała atmosfera, wymagający, aczkolwiek wyrozumiali nauczyciele i moi cudowni znajomi i przyjaciele. Dlaczego zainteresował mnie „Ekonomik”, a nie inna szkoła? Zgłosiłam się tu z paroma koleżankami ze szkoły podstawowej. O ile pamiętam, nie było w nas dużego entuzjazmu… Patrząc z dzisiejszej perspektywy wybrałyśmy te szkołę przypadkowo! Porównałyśmy kutnowskie placówki i doszłyśmy do wniosku, że wokół tej jest najbardziej zielono. Ja wówczas chciałam uczyć się w „ogólniaku”, a potem studiować prawo. Los jednak nie dał mi tej szansy – ale teraz wiem, że mogę mu za to podziękować. Trafiłam do klasy pierwszej „b” w zawodzie pracownik administracyjno – biurowy, której wychowawczynią była p. Maria Sulej – nauczycielka matematyki. Starała się przez cztery lata podsycać we mnie zapał do nauki tego przedmiotu. Klasa była o tyle specyficzna, że nie było w niej ani jednego chłopaka. Po pierwszym dniu pobytu w szkole myślałam : „Co ja tu robię – przecież to nie mój świat, jakaś inna bajka, jacyś dziwni ludzie”. Na szczęście pozory mylą – minął pierwszy dzień, drugi, trzeci … i okazało się, że w klasie mamy sympatyczne koleżanki, a nauczyciele są po prostu… życzliwymi ludźmi. Myślę, że najważniejsza była atmosfera panująca między nami – pełna serdecznej przyjaźni. Nigdy nie nudziłyśmy się na lekcjach dzięki nauczycielom, którzy potrafili nas zaciekawić swoimi metodami pracy. Często wprowadzali na swoich zajęciach elementy humoru. W ten sposób łatwiej nam było przetrwać dni żmudnej nauki, tygodnie wypełnione sprawdzianami, kartkówkami i wypracowaniami. Warto było znieść te wszystkie trudy, aby móc przychodzić tu każdego dnia i uczestniczyć w życiu szkoły i mojej klasy. Jak naprawdę wyglądała nasza codzienność w murach „Ekonomika”? Można by rzec, że naszym życiem były przede wszystkim przerwy – to na nich poznawałyśmy się bliżej. Był to czas na swobodne rozmowy, żarty, czy złapanie oddechu między jedną a drugą lekcją. To był nasz świat, nasze „szkolne życie towarzyskie”. Na przerwach wszyscy odżywali tak, jak rośliny odżywają po wiosennym deszczu. Nie da się ukryć, że czekałyśmy na dźwięk dzwonka, jak poranek czeka na słońce. Jakże względny jest czas – wtedy 45 minut lekcji to była wieczność, dziś wydaje mi się, że to tylko chwila. Podsumowując 4 lata spędzone w kutnowskim „Ekonomiku”, uważam, że były one dla każdego z nas niezwykle ważne. Był to przecież okres wchodzenia w dorosłe życie! Matura – pierwszy poważny egzamin w życiu. Później tych egzaminów było znacznie więcej! Pierwsze poważne decyzje przez nas podejmowane – jaki przedmiot będziemy zdawać na maturze i co chcemy studiować, z czym chcemy wiązać naszą przyszłość …? Niezapomniana studniówka, która była bardzo udana. Wszyscy wspaniale się bawili do białego rana. Poza tym to był czas osiemnastek – prawne wejście w dorosłość, ale dla nas oczywiście powód do zabawy. Oj, można by tak pisać i pisać bez końca … Musiałabym chyba tydzień nie odchodzić od komputera, żeby „zanotować” ten bezmiar uczniowskich wspomnień. Na koniec chciałabym powiedzieć: „Dziękuję za te 4 lata” wszystkim nauczycielom, którzy włożyli trud w naszą edukację, a najbardziej p. Irenie Rybickiej – za podstawy rachunkowości, p. Wandzie Poleskiej i p. Zygmuntowi Pietrzykowskiemu – ze ekonomię, p. Dorocie Chojnackiej – za język polski, p. Janinie Strojeckiej – za język rosyjski , p. Janowi Żebrowskiemu – za język niemiecki. To dzięki wiedzy przekazanej przez te osoby było mi dużo łatwiej ukończyć studia, czy porozumieć za granicą w obcych językach. Szczególnie pragnę podziękować Pani dyrektor Zofii Falborskiej – dzięki której moja codzienność toczy się między tym, co jest teraz – a tym, co było kiedyś …