I ZJAZD ABSOLWENTÓW – 15 MAJA 1976

KOMITET ORGANIZACYJNY

Zarząd:

  1. Jan Stawowski
  2. Mieczysław Jędrzejczak
  3. Marian Radzimierski
  4. Filomena Rosa – Lesiak
  5. Henryk Chlasta

Sekcja organizacyjna:

  1. Henryk Gołębiowski
  2. Halina Józefiak – Szablewska
  3. Zdzisław Komorowski
  4. Lechosław Kubiak
  5. Janina Łatecka – Karpińska
  6. Maria Miedzińska – Wojtczak
  7. Artur Próchniewski
  8. Zofia Wawrzyńczak – Winiecka

Sekcja gospodarcza:

  1. Irena Borysiewicz – Kargier
  2. Jerzy Nowicki
  3. Adam Słomiany

Sekcja imprezowa:

  1. Mirosław Czerniec
  2. Halina Gandziarek – Brzozowska
  3. Jerzy Sobczak

Komisja rewizyjna:

  1. Henryk Czajka
  2. Edward Dębicki
  3. Józef Kozłowski

Członkowie komitetu z ramienia Rady Pedagogicznej:

  1. Ryszard Durbajłło
  2. Zofia Falborska
  3. Jan Firek
  4. Franciszek Miksa
  5. Edward Sańko

 

W IMIENIU KOMITETU ORGANIZACYJNEGO

Mijają 44 lata od powstania Szkoły Handlowej w Kutnie – poprzedniczki naszego Zespołu Szkół Zawodowych CRS w Kutnie,
a 31 od uruchomienia po okupacji szkoły zmieniającej w swej historii nazwę od Gimnazjum Handlowego do Zespołu Szkół Zawodowych CRS.

Bogata jest tradycja naszej szkoły. W ciągu okresu przedwojennego opuściło ją ponad 120 absolwentów, zaś w okresie powojennym ponad 2600 maturzystów, którzy dziś zajmują kierownicze stanowiska w różnych dziedzinach życia gospodarczego, administracyjnego i politycznego naszego kraju, budują piękny gmach naszej Ojczyzny.

Na Zjeździe spotykają się absolwenci szkoły przedwojennej i ci z pierwszych roczników powojennych, którym posrebrzały skronie z tymi młodymi z ostatnich roczników, którzy chcą godnie naśladować swych poprzedników.

Dziś spotykają się dwa pokolenia (matki i córki) – różnią nas: wiek, wykształcenie i stanowisko – ale łączy więź z ławy szkolnej, wspólne radości i niepokoje, wspólne przeżycia lat młodości – pełnej optymizmu, planów „na zamiary” i marzeń.

Do lat szkolnych wraca się tak, jak po wielu latach do rodzinnego domu. Czy jest on biedny, czy bogaty, chętnie do niego wracamy, gdyż jest on cząstką naszego życia.

Z odległości czasu wiele spraw wygląda inaczej. Dziś postarajmy się nasze przeżycia odnowić. Wspomnienia nas rozrzewnią, zasmucą, inne rozbawią. Tym samym stwierdzimy, że oddziaływanie szkoły nie mija bez celu, pozostawia trwałe ślady
w kształtowaniu naszych umysłów.

Postarajmy się, aby nasz I Zjazd dostarczył nam wrażeń i przeżyć na długi, długi czas…

 

PROGRAM UROCZYSTOŚCI

  • Wmurowanie tablicy pamiątkowej z napisem: Nauczycielom i Wychowankom Szkoły walczącym o niepodległość Narodu Polskiego i budującym Polskę Ludową
  • Opracowanie wydawnictwa okolicznościowego Wiedzą Silni cz. 1
  • Sesja naukowa na temat: Rola szkoły w najbliższym ćwierćwieczu w świetle pracy i doświadczeń 30 lat.
  • Program artystyczny przygotowany przez  młodzież i absolwentów.
  • Spotkania absolwentów z nauczycielami – wychowawcami klas, zwiedzanie szkoły i internatu.
  • Bal absolwentów.

 

 

 

DRODZY ABSOLWENCI

–  PRZEMÓWIENIE/ SŁOWO WSTĘPNE  DYREKTORA SZKOŁY

 

Historia Zespołu Szkół Zawodowych CRS w Kutnie

 

            Obecny Zespół Szkół Zawodowych CRS w Kutnie został założony we wrześniu 1932 roku jako 4-klasowa Koedukacyjna Szkoła Handlowa Związku Kupiectwa Polskiego. Gmach tej szkoły mieścił się początkowo przez jeden rok przy ul. Bema 20, stąd przeniesiony został do budynku przy ul. Lelewela 8, który stanowi do dziś własność ob. Zdziubanowej. Budynek mieszkalny przystosowano do pracy szkolnej; bez korytarzy, urządzeń wodno–kanalizacyjnych, bez centralnego ogrzewania. Dyrektorem szkoły był Henryk Miksa.

            W okresie okupacji gmach szkoły został zajęty przez Urząd Celny. Dokumenty zostały zniszczone przez władze niemieckie. W lutym 1945 r. zostaje wznowiona nauka w szkole w gmachu przy ul. Lelewela 8. Szkoła nosi nazwę Państwowe Koedukacyjne Gimnazjum Kupieckie, a dyrektorem jest Stefania Kuczkowska. Od 01.IV.1945 r. dyrektorem szkoły jest Jan Jaczynowski. Prowadzi szkołę do 31 sierpnia 1952 r. Zastępcą dyrektora do 1948 r. jest Miłosz Połomski, a od 1948 r. Czesław Falborski.

            Szkoła w tym czasie nie posiadała internatu. Młodzież rekrutowała się głównie z Kutna  i powiatu kutnowskiego.

            W roku szkolnym 1945/1046 szkoła została przemianowana na Państwowe Koedukacyjne Gimnazjum i Liceum Administracyjne w Kutnie, a w roku 1948/1949 na Państwowe Liceum Administracyjno – Handlowe I stopnia i Liceum Administracyjne II stopnia, a roku 1951/1952 na Technikum Handlowe MHW.

Od roku szkolnego 1944/45 do 1948/1949 szkoła podlegała Kuratorium Okręgu Szkolnego Łódzkiego, w latach 1949/1950 i 1950/1951 Dyrekcji Okręgowej Szkolenia Zawodowego w Łodzi. W roku 1951/ 1952 i 1952/1953 szkołę prowadzi Ministerstwo Handlu Wewnętrznego. W roku szkolnym 1953/1954 szkoła zostaje przejęta przez Centralę Rolniczą Spółdzielni „Samopomoc Chłopska” w Warszawie – Zarząd Kadr i Szkolenia i prowadzona jest od roku 1954/1955 do 1958/1959 włącznie jako 4-letnie Technikum Handlowe, a w roku szkolnym 1959/1960 przemianowana jest na 5-letnie Technikum Ekonomiczne o specjalności „handel”. W roku szkolnym 1954/1955 zostaje przeniesiony z Łodzi do Kutna Wydział Zaoczny, a roku 1960/1961 zorganizowana Zasadnicza Szkoła Handlowa dla sprzedawców.

W roku szkolnym1961/1962 wymienione szkoły połączone zostają w Zespół Szkół Zawodowych CRS w Kutnie. Dyrektorem szkoły od września 1952 r. jest Franciszek Miksa, zastępcą Czesław Falborski. W czasie pełnienia funkcji dyrektora przez Franciszka Miksę został przydzielony plac pod budowę szkoły przez Miejską Gospodarkę Komunalną oraz wybudowany internat na 100 miejsc.

Od 01. IX. 1963 r. dyrektorem szkoły zostaje Czesław Falborski, zastępcą d.s. Wydziału Zaocznego Jan Firek, a od roku 1974/1975 drugim wicedyrektorem jest Edward Sańko.

Od roku szkolnego 1954/1955  szkoła prowadzi internat, który mieścił się początkowo w baraku poniemieckim. Ilość miejsc 50. Budynek był parterowy, posiadał 2 sypialnie oraz świetlicę bez drewnianej podłogi. W styczniu 1959 r. został oddany do użytku szkoły nowo wybudowany przez CRS internat z ilością miejsc – 100.

Starania  o budowę szkoły i rozbudowę internatu rozpoczęto już w 1963 r. Po wielu latach przystąpiono do  budowy nowego obiektu szkolnego w 1970 r. Oddanie szkoły do użytku nastąpiło 1 września 1971 r. Przeprowadzkę do niej rozpoczęto w sierpniu 1971 r. Szkoła jest piękna, nowoczesna, z pracowniami, salą gimnastyczną, przestronnymi korytarzami i hallem.

Nowy internat wraz z kuchnią i stołówką oddano rok później, t.j. 01.IX. 1972 r. Internat ma 400 miejsc, pokoje 3-4 osobowe, pomieszczenia gospodarcze, administracyjne oraz dużą, dobrze wyposażoną jadalnię na ok. 400 miejsc i dwie świetlice.

W 1968/69 uruchomiono Spółdzielczą Szkołę Ekonomiczną (pomaturalną) przemianowaną na Policealne Studium Spółdzielcze w roku 1970/71.

Obecny Zespół prowadzi następujące szkoły:

  1. 1.      4-letnie Liceum Ekonomiczne
  2. 2.      4-letnie Liceum Zawodowe
  3. 3.      Liceum Ekonomiczne Zawodowe
  4. 4.      Liceum Ekonomiczne – Wydział Zaoczny – 4 i 5-letnie
  5. 5.      3-letnie Liceum Ekonomiczne po ZSH
  6. 6.      Policealne Studium Spółdzielcze – Wydział Zaoczny – 2-letnie
  7. 7.      Zasadniczą Szkołę Handlową 2-letnią.

Poza tym szkoła posiada filię w Zespole Szkół Zawodowych CRS w Łowiczu, która prowadzi:

  • 4-letnie Liceum Ekonomiczne Wydział Zaoczny
  • 3-letnie Liceum Ekonomiczne po ZSH

 

Szkołę opuściła w okresie 30-tu lat następująca ilość absolwentów:

  1. 1.      Liceum Ekonomiczne, Technikum Handlowe, Liceum Administracyjne (świadectwo dojrzałości) – 1330
  2. 2.      Liceum Ekonomiczne – świadectwo ukończenia – 59
  3. 3.      Technikum Ekonomiczne, Liceum Ekonomiczne –  Wydział Zaoczny (świadectwo dojrzałości) – 822
  4. 4.      Technikum Ekonomiczne, Liceum Ekonomiczne –  Wydział Zaoczny (świadectwo ukończenia) – 59
  5. 5.      Policealne Studium Spółdzielcze – Wydział Zaoczny – 129

                                                          Razem absolwentów – 2399

 

Czesław Falborski

Dyrektor szkoły

(Źródło: Wiedzą silni. 1 Zjazd Absolwentów 1936-1976 )

 

 

 

WSPOMNIENIA ABSOLWENTÓW

 

Halina Józefiak – Szablewska  (absolwentka Koedukacyjnej Szkoły Handlowej w Kutnie)

Było to przed 1939 rokiem

4-klasowa Koedukacyjna Szkoła Handlowa w Kutnie powstała w 1932 r. jako jedna z dwóch szkół średnich na terenie Kutna, obok Gimnazjum im. H. Dąbrowskiego i mieściła się przy ul. Bema 8. W rok później szkoła została przeniesiona do gmachu przy ul. Lelewela 8, w którym uczniowie mieli nieco lepsze warunki lokalowe.

Pierwszym dyrektorem szkoły był Henryk Miksa, absolwent Wyższej Szkoły Handlowej w Warszawie, który w roku 1939 brał udział w obronie Warszawy. Umarł  w obozie jenieckim w Woldenberg w 1944 r.

Liczebność klas kształtowała się w granicach 30-40 osób. Zajęcia odbywały się w godzinach przedpołudniowych.

Organizacją uczniowską działającą na terenie szkoły była  „Spółdzielnia Uczniowska”, której opiekunem byli: profesor Nowaczyk i profesor Puchnowski.

Szkoła bardzo uroczyście obchodziła Dzień Spółdzielczości. Organizowano występy artystyczne:

– chór mieszany, który z zespołów szkolnych był na terenie Kutna jednym z najlepszych kierowany był przez prof. Franciszka Miksę,

– deklamacje oraz scenki rodzajowe.

Szkoła posiadała również dobry zespół sportowy: siatkarzy i siatkarki, koszykarzy, tenis stołowy oraz dość silną sekcję lekkoatletyczną.

Wyróżniający się sportowcy to:

M. Petrynowska, Z. Studzińska, St. Kamińska H. Józefiak, Ed. Bielicki, Z Kałużny, K.  Lamczak, Z. Płocharski,  W. Szpakowski,  T. Król i inni.

Zaznaczyć należy, że nieobcy był w naszych szeregach uczniowskich ruch komunistyczny, którego przywódcami byli W. Mitrus i Ankersztajn.

W przyjemny i beztroski okres szkolny wtargnęła ze swoim okrucieństwem II Wojna Światowa, w której udział brali następujący koledzy – Miler, Flejszman, L. Palczewski, M. Fladziński Z. Tomczak, T. Sobczyk, M. Osiński, A. Kędzierski, Z. Kałużny, T. Król, Marciniak i inni. Z profesorów: H. Miksa, Puchnowski, M. Połomski, Nowaczyk i Bryniczka.

Z wyżej wymienionych polegli śmiercią walecznych następujący koledzy: Flejszman, Palczewski i Tomczak oraz profesor Bryniczka w bitwie nad Bzurą.

Za działalność podziemną w czasie okupacji znaleźli się w więzieniach i obozach kol. E. Bielicki i K. Mańkowski.

Absolwenci naszej szkoły zajmowali i zajmują wysokie stanowiska w administracji państwowej i organizacjach politycznych, np. M. Nitecki pracował w placówkach handlu zagranicznego na terenie Finlandii, Bułgarii. Obecnie jest w Wiedniu. (…)W. Szpakowski – w handlu zagranicznym jako ekspert do spraw gospodarki żywieniowej „Polcargo.”

 

 

 

Tadeusz Stawowski  (absolwent Liceum Administracyjnego w Kutnie)

 Z hitlerowskiej niewoli – prosto do polskiej szkoły

 

Był bardzo mroźny styczeń. Do drewniano- tekturowych baraków, mimo natłoczenia nas na piętrowych pryczach, przenikliwe zimno wciskało się każdą szczeliną. Przerzedziły się też lasy radzanowskie, których drzewa wbudowane w bunkry, miały chronić walącą się Trzecią Rzeszę. W takich warunkach dniem i nocą coraz wyraźniej słychać było detonacje frontu wschodniego. W środę otrzymaliśmy zaskakującą, upragnioną  wiadomość. Hitlerowskie kierownictwo robót przy zaporach przeciwczołgowych – opuściło Płock. Jeszcze w szyku zorganizowanym pod dowództwem „grupenfurera”  z nazistowskiej organizacji „Todt” ruszyliśmy do Podolszyc. Wśród okopowiczów z Poznania, Kutna, Krośniewic i okolic – byli zmęczeni staruszkowie i liczna grupa prawie dzieci – nas, przyszłych uczniów: Krysia, Danusia, Zbyszek, Heniek i inni w podartych butach, pieszo szliśmy do Kutna.

Wczesnym rankiem 18 stycznia 1945 roku już „prywatnie” w małych grupach – przekraczaliśmy obok SS-manów zaminowany most na Wiśle. Wmieszani w korowód uciekinierów – osadników niemieckich, w kolumny wojsk hitlerowskich – dźwigaliśmy na plecach nasze tobołki z drewniakami, z drelichami i zawszoną bielizną. Zgiełk, szum, przekrzykiwania, pisk i warkot – zagłuszały huki bomb i dział przeciwlotniczych. Nawet naszych rąk „dzieło” – głębokie, piaszczyste rowy przeciwpancerne i drewniane bunkryna prawym brzegu Wisły – nie zwracały na siebie uwagi. Otoczone były ciszą. Zwycięska Armia Wyzwolenia – kroczyła obok nich i deptała po piętach uciekinierom. Od Gostynina zboczyliśmy samotnie w stronę Strzelec. Karawana stłoczonych przerażonych Niemców podążała na Włocławek. O świcie w Strzelcach witaliśmy pierwsze radzieckie czołgi  i pojedyncze jednostki patrolowe. Zewsząd słychać było pojedyncze i salwowe strzały różnych rodzajów broni.

Nad umęczoną wojną i barbarzyństwem hitlerowców moją Ojczyzną – powiewał sztandar wolności.

Jeszcze zwycięski wyzwoleńczy marsz na zachód trwał dalej – a my – ocalała młodzież polska – i ta z okopów, i ta z wysiedleń, i ta z wygnania, i z innej tułaczki – wstępowaliśmy w szeregi polskiej szkoły.

Już w lutym 1945 roku staliśmy się sztubakami gimnazjum Handlowego w Kutnie przy ulicy Lelewela 8.

Nie przeszkadzała ciasnota pomieszczeń, nie przerażał brak podręczników i przyborów szkolnych. Był wielki zapał do nadrabiania straconych pięciu lat niewoli. Nie mieliśmy czasu nawet cieszyć się z wolności. Nie szukaliśmy młodzieńczej rozrywki.

Od pierwszych dni wdrażaliśmy się w nurt nauki. Zróżnicowanie wieku i poziomu wiedzy pozwalało na selekcję uczniów do klas przyspieszonych lub normalnych. Byliśmy pierwszym rocznikiem powojennego Gimnazjum. Wychowani dotychczas w ideologii idealistycznej z trudem co niektórzy pojmowaliśmy sens demokracji. (…)

I chociaż materializm mieszaliśmy z pojęciem materialisty – to jednak demokracja krążyła nam we krwi. Patetyczne wykłady dyrektora Jana Jaczynowskiego przekształcały się w patriotyczne przemówienia. (…) Klasyczne dzieła Odroczenia, Romantyzmu wyzwalały najgorętsze uczucia. Potem pozytywizm wzbudzał zadumę i zmuszał do refleksji. Wreszcie, jeszcze młody adept nauczania – nasz wychowawca: Czesław Falborski kształtował między innymi nasze  poglądy. Mieszało się to wszystko razem i powodowało często zażarte dysputy. Zmuszało jednak do myślenia.

(…)

Profil 4-letniej Szkoły Handlowej i 2-letniego Liceum Administracyjnego z programem komercjalnym i ogólnym nakładał na nas potrzebę pogłębiania  i opanowania przedmiotów ścisłych. Nie szczędzili swoich umiejętności, poświęcenia ani serca profesorowie, z Leonem Murachem, Miłoszem Połomskim, Heleną Tomaszewską, Ewą Gruzą i wielu innymi na czele. Wtłaczali nam systematycznie, codziennie z wielkim zaangażowaniem nie tylko treść przedmiotu, ale także te dobre przykłady, które winny cechować prawego, uczciwego człowieka.

Niezatarte wzruszenia wzbudzały uroczystości szkolne. Na akademiach  i okolicznościowych występach – chór szkolny pod dyrekcją prof. Franciszka Miksy – rozbrzmiewał radośnie wszystkimi barwami. Dziewczęce soprany, alty – tłumione były donośnymi basami Włodka, Jurka i łagodnym tenorem Heńka. A kiedy „Ciańcia” recytowała z dreszczem i łkaniem „Grenadę” – wszyscy ocieraliśmy łzy wzruszenia. Nawet „Stepy akermańskie” , „Pomnik” czy „Bagnet na broń” – nie miały nigdy tak wspaniałych wykonawców.

Dziś te i inne wydarzenia wspominamy z żalem, że to już odległa przeszłość.

Zwykle tak bywa, że pierwsze ławy zajmują subtelne, przemiłe, inteligentne nasze koleżanki. One to własną pracowitością i przykładem pobudzały do ambitnej rywalizacji o opanowanie przedmiotu i ogólny poziom klasy.

To niczym nieinspirowane współzawodnictwo podnosiło rangę klasy i jej udział w samorządzie szkolnym i władzach organizacji młodzieżowych. Niezapomniane, wszędzie aktywne, żywotne, uczynne, koleżeńskie sylwetki: Hanki, Zdzisi, Sabinki, Kryś, Danuś – Staszka, Zdziśka, Heńka i innych – stają jak świeże, jakby to było wczoraj. Niestety – minęło już ponad 30 lat.

W imieniu ich wszystkich, we własnym i wszystkich tych zagubionych w pamięci mam szczególną okazję z racji naszego I Koleżeńskiego Zjazdu Absolwentów wyrazić Wam Wszystkim – wychowawcom, pedagogom, naszym kochanym profesorom lat 1945 – 1949, nasz głęboki szacunek i wdzięczność za przygotowanie nas do zawodu i do dalszych studiów, w następstwie których współuczestniczymy w budowie Ojczyzny (…)

Różne pełnimy dziś obowiązki i sprawujemy funkcje, ale żadne z nich nie przysłaniają naszej pamięci o Was i o naszej pierwszej średniej szkole – Gimnazjum Handlowym i Liceum Administracyjnym w Kutnie.

 

 

 

Maria Miedzińska – Wojtczak  (absolwentka Technikum Ekonomicznego CRS
w Kutnie)

 …. Marzenia nasze się ziściły.

Mamy nową szkołę, wspaniałe warunki pracy i nauki…

 

Jestem absolwentką technikum Ekonomicznego CRS z roku szkolnego 1960/61. Moje życie bardzo „zrośnięte” jest ze szkołą, ponieważ jako absolwentka podjęłam pracę w charakterze sekretarki szkoły i pracuję na tym stanowisku do chwili obecnej. Można sobie wyobrazić, co w ciągu 20 lat (5 lat nauki i 15 lat pracy) można przeżyć w szkole. Ile dobrych, miłych i przyjemnych chwil, a zarazem ile nieporozumień i waśni.

Wspomnienia moje snuć zacznę od chwili podjęcia nauki, tj. od roku 1956.

Klasa nasza była bardzo „fajną” klasą. Uczniowie rekrutowali się z Kutna i różnych stron byłego województwa łódzkiego, poznańskiego, warszawskiego i bydgoskiego. Wychowawczynią naszą była „najwspanialsza” kobieta na świecie – Ewa Gruza. Do dziś pamiętam Jej wspaniałą postawę nauczyciela, Jej zasady, które starała się nam wszczepić. Nauczyła nas szacunku do ludzi starszych, do ludzi pracujących, uczyła nas poszanowania pracy, a przy tym wszystkim starała się nam przekazać najwięcej wiadomości z języka polskiego – powiedziałabym posiadała „skarbnicę wiedzy”.

Naukę rozpoczęliśmy jeszcze w starej szkole przy ulicy Lelewela 8. Zajęcia w tym czasie w szkole odbywały się na dwie zmiany i właśnie nasza klasa – jedna z wielu – rozpoczynała zajęcia po południu. Przyznam, że były to lekcje bardzo urozmaicone. Nikogo to nie dziwiło, że nagle podczas lekcji gasło światło w naszej klasie, mimo że świeciło się w całej szkole. Mieliśmy już takie „szczęście”, że często paliły się nam żarówki lub bezpieczniki – powstawał przy tym zamęt, szukanie przyczyn awarii i lekcja mijała. Ile to osób uniknęło podczas takich awarii ocen niedostatecznych. Płataliśmy różne figle, których nie sposób opisać, a których na pewno nie brakuje w każdej klasie.

Od klasy trzeciej uczęszczaliśmy do szkoły rano. Z tego okresu posiadam bardzo przyjemne wspomnienia, gdyż byłam przewodniczącą Samorządu Szkolnego i w związku z tym klasa nasza była niejednokrotnie organizatorem wielu uroczystości, zabaw i imprez. Pracowaliśmy zupełnie samodzielnie pod okiem opiekuna Samorządu Szkolnego. Pamiętam wspaniałe zabawy choinkowe, które wypełnione były przyjemnymi występami pełnymi humoru i śmiechu.

Samorząd Szkolny pod opieką naszej wychowawczyni Ewy Gruzy prowadził kółko teatralne, w którym wystawiliśmy sztukę Zapolskiej „Moralność pani Dulskiej” i „Balladynę”. Organizowane były też wieczory poezji oraz uroczystości z takich okazji jak: Dzień Nauczyciela, Dzień Kobiet i inne.

Jeśli chodzi o ostatnie lata nauki, to były bardzo pracowite. System egzaminów dojrzałości, jaki obowiązywał w tym czasie był oszałamiający. Myśmy każdą wolną chwilę, każdą godzinę lekcyjną poświęcali na naukę. Klasa była raczej mocną klasą, na oceny pracowaliśmy uczciwie i systematycznie. Ale trud opłacał się. Wiele moich koleżanek i kolegów zajmuje dziś poważne stanowiska zawodowe. Wiedza, którą zdobyliśmy w szkole, a pogłębiliśmy w pracy służyć nam będzie przez całe życie.

Ja, po zdaniu matury, podjęłam pracę 15 czerwca 1961 roku jako sekretarka szkoły. Było to dla mnie przeżycie nie do zapomnienia. Rano przyszłam do szkoły już nie jako uczennica, lecz jako pracownik szkoły. Usiadłam przy biurku, a nauczyciele, który jeszcze wczoraj mnie egzaminowali, dziś zwracają się do mnie „pani”. Zwroty te żenowały mnie bardzo. Prosiłam: Ja nadal jestem „Marylą”, oni nie mają racji, ale te pierwsze wypowiedziane słowa „pani” powtarzały się coraz częściej. Nie pomogły prośby – musiałam zdać sobie sprawę z ogromu odpowiedzialności, jaki spada na mnie, że dobre uczniowskie czasy już się skończyły, a ja stanęłam przed innym etapem swojego życia. Od pierwszej chwili starałam się swoją pracę wykonywać jak najlepiej (nie wiem, czy mi się to udawało). Bardzo wiele zawdzięczam z tego okresu byłemu dyrektorowi Franciszkowi Miksie, który otoczył mnie serdeczną opieką. Wyrzucałam sobie nieraz, gdy dyrektor w czymś mi pomógł, a nawet zrobił coś za mnie – że nie powinien, że ma przeze mnie dodatkowe kłopoty.

Ale mijał czas, ja coraz bardziej wdrażałam się w pracę, a bywało nieraz, że i wolna chwila się znalazła. Wtedy dyrektor Miksa, koleżanka Brzozowska i ja śpiewaliśmy nasze szkolne piosenki, gdyż, jak wiadomo, dyrektor prowadził wspaniałą orkiestrę i chór w szkole.

Warunki nauki i pracy w dawnym budynku szkolnym były bardzo ciężkie. Brak było centralnego ogrzewania, urządzeń wodno – kanalizacyjnych, wszystkie pomieszczenia administracyjne były małe, ciasne, nieprzystosowane do tak dużej ilości osób, które się przez nie przewijały. Starania o budowę nowej szkoły poczynił już dyrektor Miksa. Kontynuację starań podjął Czesław Falborski, który od 1963 roku do chwili obecnej pełni funkcję dyrektora szkoły.

Wszyscy marzyliśmy o nowej, wygodnej szkole, każdy skrycie dopingował tej sprawie, chciał, by ta szkoła, która istniała w naszych wyobraźniach i marzeniach, stała się rzeczywistością. I stało się. W roku 1969 dyrektor zakomunikował najwspanialszą wiadomość: „Będzie nowa szkoła, nowy internat i przebudowa istniejącego internatu”. Całość inwestycji oszacowano na 25 milionów złotych, a termin wykonania na rok 1971. Przyznam, że wiadomość tę przyjęłam z wielką radością, lecz i z pewnym niedowierzaniem. Przez dwa lata ma na tej pustej przestrzeni powstać tak wspaniały obiekt? To wprost nie mieściło mi się w głowie.

Zaczęliśmy obserwować pierwsze prace na pustym polu. Śledziliśmy rozładunki cegieł, materiałów budowlanych. Patrzyliśmy na dostarczany sprzęt. A wszystko to działo się w takim tempie, że chwilami myśleliśmy – „A może rzeczywiście ten termin okaże się prawdziwy.”

Z entuzjazmem obserwowaliśmy, jak rosły mury, jak stopniowo w murach zaczęły złocić się drewniane ramy okienne, jak zalśniły szyby w tych ramach. Wszystko to napawało nas radością i dumą. Wielokrotnie w dni wolne od pracy chodziłam z całą rodziną na spacer ulicą Kościuszki i mówiłam wtedy: „To będzie moja szkoła”. Szczyciłam się nią, nie wiedząc jeszcze, jaka będzie naprawdę.

Przypominając sobie te czasy, wspominam, że nieraz byłyśmy zasypane robotą. Często musiałyśmy natychmiast i to w szybkim tempie przepisywać na maszynie jakiś projekt, kosztorys, rachunek, jakąś zmianę w dokumentacji. Nieraz marzyłyśmy: „Kiedy wreszcie to się skończy?” I skończyło się. W wakacje 1971 roku szkoła czekała na nas gotowa i zapraszała swym pięknym wyglądem.

Przyznam, że z bijącym sercem przekraczałam progi nowego budynku, a tym bardziej kancelarii – mojego nowego miejsca pracy. Wrażenie jednak było cudowne. Wielkie, szerokie i widne hole, duże i wspaniałe klasy, bardzo przyjemny pokój nauczycielski i wygodne pomieszczenia administracyjne. Wszędzie co prawda trzeba było jeszcze włożyć wiele pracy, by to wszystko doprowadzić do porządku, ale to już się prawie nie liczyło. Była szkoła i to wspaniała szkoła, a wszystko inne da się jakoś zrobić.

Wszyscy zabraliśmy się do pracy. Myliśmy okna, podłogi, szorowaliśmy wapno z drzwi, a czasem nawet cement.

Wreszcie mój pokój gotów był do przeniesienia mebli biurowych i całego wyposażenia. Najpierw dokumenty zaczęłam przewozić z panią Grzybową i z panią Jaroszewską ręcznym wózkiem, lecz po kilku razach stwierdziłyśmy, że nie damy rady. Poprosiłam więc pana Gala, aby wozem konnym przewiózł całą stertę dokumentów zgromadzonych od 1945 roku. To była praca wśród kurzu, drobnych papierków i różnych drobiazgów.

Po zniesieniu tego wszystkiego pamiętam, jak stanęłam nad stertą papierów i paczek –  i pomyślałam: „Przecież ja sama nigdy tego nie ułożę.” Lecz ułożyłam. Po upływie kilku dni wszystko leżało na swoim miejscu ułożone, posegregowane, powiązane. Pierwszy etap przeprowadzki miałam już poza sobą.

26. VIII. 1971 roku część młodzieży została wezwana do szkoły, by całkowicie przygotować pomieszczenia szkolne do rozpoczęcia nauki. Był to tydzień ciężkiej pracy dla wszystkich. Nosiliśmy ławki, krzesła, szafy, pomoce naukowe, książki. Nikt się nie ociągał, czasem tylko sił było za mało. Wtedy robiliśmy krótką przerwę i znów stawaliśmy do pracy.

I dopięliśmy swego. 1.IX.1971 r. szkoła była gotowa do zajęć, nawet pracownie zostały nowocześnie urządzone.

Rozpoczęcie roku było bardzo uroczyste. Dużo gości, dużo radości i dumy, że możemy poszczycić się jedną z najpiękniejszych szkół miasta Kutna, a może nawet i okolic.

Marzenia nasze ziściły się. Mamy nową szkołę, wspaniałe warunki pracy i nauki. To nas zobowiązuje: uczniów – do jak najlepszej nauki, pracowników do intensywnej i wydajnej pracy.

 

 

 

Janina Pajmel (absolwentka Technikum Ekonomicznego CRS

–Wydział Zaoczny – w Kutnie)

 …Chciałabym te chwile ocalić od zapomnienia…

 

Byłam słuchaczką Technikum Ekonomicznego Wydziału Zaocznego w latach 1964 – 1969. Szkoła ta wówczas pracowała w bardzo złych warunkach, tak pod względem lokalowym, jak i wyposażenia. Sale wykładowe, o ile można je tak nazwać, były ciemne, ciasne, niefunkcjonalne. Wykorzystywane były jednak do prac zajęciowych do maksimum. Prowadzono w nich bowiem zajęcia i dzienne, i popołudniowe, aż do późnych godzin nocnych, ponieważ ilość uczniów „korzystających” z nauki w tej szkole stale rosła.

Szczególnie uciążliwe warunki pracy i nauki mieli nauczyciele i słuchacze w klasach wykorzystywanych do nauki systemem zaocznym. Wykłady i nauka w tych klasach odbywały się do późnych godzin wieczornych. W ciasnych salach i ławkach, zwłaszcza osobom pracującym jak ja, dodatkowo przy nikłym oświetleniu, w porze jesienno – zimowej, w zimnych pomieszczeniach, było bardzo trudno.

Poza tymi trudnościami odczuwało się poważny brak różnych pomocy naukowych, które wśród słuchaczy klas zaocznych dosłownie były przekazywane z rąk do rąk.

Pomimo tych warunków, szkoła reprezentowana przez grono pedagogów tworzyła niezapomniany klimat, który osobiście odczułam, lecz w pełni nie potrafię przekazać. To jednak, czym mogę się podzielić w tych kilku słowach podaję, zaczynając od słów poety: „chciałbym i te chwile ocalić od zapomnienia” – pisze K. I. Gałczyński w swoich „Pieśniach”. Każdy człowiek posiada w swojej pamięci bardzo drogie wspomnienia, które chciałby ocalić przed szybko mknącym czasem. Ja także chciałabym zachować w pamięci minione dni, spędzone w Technikum. Nie były to dni lekkie, przeciwnie – ciężkie. Niejednokrotnie szły w parze z rozterką, zwątpieniem, a nawet brakiem wiary we własne siły.

Po cóż je pamiętać, mógłby ktoś spytać. Spróbuję to wytłumaczyć jednym zdaniem – nawet największe trudności stają się łatwiejsze do zniesienia, kiedy ma się wokół siebie bliskich ludzi. A tak było ze mną. W najcięższych dla mnie chwilach (choroba, śmierć matki), kiedy wydawało mi się, że troski są za duże, żeby je pokonać i kiedy myślałam, że nie będę w stanie kontynuować nauki – ludzka dobroć i mądrość moich wykładowców przywróciły mi siły. To oni potrafili dostrzec, co się ze mną dzieje i pomogli mi w przezwyciężeniu tych trudności podczas kontynuowania nauki. Dlatego też słowa stają się puste w chwili, kiedy chce się podziękować komuś za okazane serca, ale mimo wszystko pragnę wyrazić chociaż w ten sposób swoją wielką wdzięczność i uznanie dla Grona Pedagogów tej szkoły za okazaną pomoc w nauce i ukończeniu szkoły.

Galeria zdjęć
13_0 img_3000-mini-900 1995-v-10-matura-6 1984-wyganowska